Witam Was dziewczęta!:-)
To ja, Monika bezrobotna mama pracująca 24 godziny na dobę. Niemożliwe?! A jednak!
Będąc na studiach dziennych nie podjęłam się żadnej pracy, ponieważ było to niemożliwe… dojazdy na uczelnię, nauka, dom, później ślub, ciąża… i dziecko. Z dniem obrony pracy magisterskiej nadszedł i poród. A więc jednego dnia zdobyłam dwa moje życiowe tytuły: tytuł magistra i tytuł mamy. Po zakończeniu studiów już z wiadomych względów nie poszłam do pracy, gdyż zajęłam się dzieckiem, mężem i domem. Z kolejnymi nadchodzącymi miesiącami zostałam drugi raz mamą. I tak stałam się bezrobotną pracoholiczką.
Chyba nie muszę przytaczać tu pojęć bezrobotny i pracoholizm, każda z Nas zna te pojęcia doskonale. Choć rano nie idę do pracy, to wstaję o 5 a nawet jeszcze wcześniej bo muszę budzić się nawet kilka razy w nocy, do młodszego synka by go nakarmić, przewinąć, a czasem tylko podać smoczek.
W dzisiejszych czasach istnieje taki pogląd, że kobiety siedzące w domu nic nie robią, tylko bawią się z dziećmi i gotują obiad. Dla każdego człowieka, który na dłuższą metę nie zajmował się domem i dziećmi, takie „siedzenie” to sama przyjemność.
Moje dni niby normalne, a jakże przepełnione pracą; a to pranie, prasowanie,gotowanie, zmywanie sterty brudnych naczyń, sprzątanie, odkurzanie, opieka nad dziećmi, zabawy z dziećmi, a na końcu sprzątanie zabawek. Jakby było tego mało ileż ja muszę znać profesji…a to muszę wcielić się w rolę pedagoga, psychologa, negocjatora, fizjoterapeuty, aktora, piosenkarza i budowniczego by móc ułożyć domki z klocków.
Każdy pracoholik ma tak, że dopóki nie wykona swojej roboty nie wyjdzie z pracy. U mnie jest podobnie, z tym, że zanim nie wykonam swoich czynności nie mogę zasnąć… a to talerze nieumyte, to znowu zabawki nieposkładane, znowuż podłoga cała w okruchach…
Całymi dniami zasuwam jak wół, a tak naprawdę efektu przy małych dzieciach nie widać. Biegam w tę i z powrotem po całym domu, tu podać mleko, gdzieniegdzie zupkę, tam zmienić pieluchę, tu i ówdzie posprzątać, tam wyprać. Wraca mąż z pracy… dom rozwalony, zabawki na podłodze, pranie nie rozwieszone, dzieci brudne( niedawno przecież jadły, ale małżonek tego nie widział).
Moją codzienną domową harówkę można chyba podsumować poniżej przytoczonym dowcipem:
Na budowie Kowalski lata w te i z powrotem z pustą taczką,
Widząc to kierownik pyta:
-Co tak z tą pustą taczką latacie?
-Panie kierowniku- mówi Kowalski- taki zapierdol, że nie ma kiedy załadować.
Też tak macie?!
A teraz na poważnie- Nie dajmy sobie wmówić, że siedzimy w domu i nic nie robimy, praca w domu to też praca, a wychowanie i opieka nad dziećmi to ciężki kawałek chleba.
Napisała Kura spracowanym pazurem.