Poszłam na rehabilitację ze zdrowym dzieckiem a wyszłam z chorym!!! Nasza historia…
Wszystko zaczęło się od wizyty kontrolnej młodszego synka Hubercika w poradni rodzinnej. Miał trzy miesiące, okazało się, że w pozycji na brzuszku nie potrafił samodzielnie utrzymać główki. Skierowano nas na rehabilitację i do neurologa. Po wyjściu z poradni byliśmy przerażeni, że nasze dziecko może być chore i zaczęliśmy dzwonić po ośrodkach rehabilitacji by umówić się na wizytę. Choć na skierowaniu mieliśmy zaznaczone PILNE!!! to umówiliśmy pierwszą wizytę na NFZ dopiero na połowę października 2017 roku. Przecież to aż 3 miesiące!!! nie możemy aż tyle czekać z założonymi rękami gdy nasze dziecko ma problem ze zdrowiem. Przecież zdrowie jest najważniejsze!!! Dlatego zaczęliśmy poszukiwania rehabilitacji prywatnie.
Na pierwszej wizycie okazało się, że dziecko ma asymetrię ciała i słabe napięcie mięśniowe w obręczy barkowej. Bez zastanowienia umówiliśmy się na kolejną wizytę tym razem na ćwiczenia. Gdy nadszedł ten dzień zabraliśmy ze sobą także starszego synka Piotrusia, który wtedy miał niecałe dwa latka. Gdy fizjoterapeuta zobaczył Piotrusia stwierdził, że też potrzebuje rehabilitacji, ponieważ ma asymetrię barków, więc na następną wizytę umówiliśmy dwóch synów.
Wtedy się zaczęło!!!
Na ćwiczeniach zaczął nam wymieniać choroby dzieci. Zaczął od Piotrusia… Uznał, że ma zeza i astygmatyzm i proponuje się umówić do okulisty ale tylko tego, którego nam zaproponował. Zapewniłam, że się umówimy i pójdziemy. Powiedział, że teraz nie trzeba nosić okularów on da namiary do fizjoterapeuty wzroku, który wyleczy też jaskrę. Jaskrę !!?? pomyślałam ale nie wgłębiałam się z nim w temat. Umówiliśmy się do okulisty ale innego niż nam proponował. Kiedy mu o tym powiedziałam to usilnie namawiał mnie żeby koniecznie zmienić lekarza. Tym razem go nie posłuchałam. Na wizycie poinformowałam okulistę o podejrzeniach fizjoterapeuty. Piotruś miał zapuszczone kropelki po których rozszerzyły mu się źrenice. Okulista zbadał dno oka naszego synka i okazało się, że nic mu nie dolega i na szczęście ma zdrowe oczka.
Wizyty starszego dziecka polegają na tym, że ono samo jest z fizjoterapeutą a ja czekam spokojnie z młodszym dzieckiem na jego kolej na podwórku. Mówiono mi, że tak jest lepiej bo dziecko nie patrzy na rodziców tylko lepiej się słucha i wykonuje ćwiczenia. Gdy zajęcia się skończyły zapytałam jak Piotruś się zachowywał czy dobrze zniósł ćwiczenia i tu usłyszałam, że dziecko dobrze ćwiczyło, ale nie chciało po sobie sprzątnąć zabawek i nie umiało równo ułożyć spinaczy (zwykłych do bielizny). Poinformowano mnie i męża, by dziecko umówić do poradni psychologiczno- pedagogicznej, tam też mu dadzą ćwiczenia rehabilitacyjne i dopasują mu różne zajęcia z pedagogami. Jako rodzice ponad rocznego dziecka (bo jeszcze nie miał dwóch lat) nie mogliśmy zrozumieć czemu nasze dziecko jest wysyłane do poradni dzieci z problemami, skoro umie liczyć do dziesięciu, pokazuje i nazywa cyfry od 0 do 10, zna niektóre literki i umie nazwać i pokazać zwierzęta, kolory i kształty. Przyjęliśmy to na „klatę” i zaczęliśmy rozważać opcję umówienia się do poradni. Nadchodziły kolejne zajęcia i kolejne choroby… na takich zajęciach dowiedzieliśmy się również, że nasze dziecko nie czuje bólu…
Pomyślałam, że jak może nie odczuwać bólu, skoro jak się w coś uderzy to płacze, że muszę go pocieszać.
Miarka się przebrała!
Postanowiliśmy nie wozić starszego synka na zajęcia. Wozimy tylko młodszego, ponieważ jestem obecna przy ćwiczeniach ale już niedługo zmieniamy fizjoterapeutę. Ciekawe czy obejdzie się bez takich historii?
I tak moje dziecko po kilku zajęciach stało się chore na zeza, astygmatyzm, jaskrę oraz ma problemy psychologiczne a do tego jeszcze doszła analgezja wrodzona czyli choroba polegająca na nieodczuwaniu bólu.