Tata Tadzika

Tata Tadzika. Maciej Stuhr

Posted by

Potwierdzenie, że nie ocenia się książki po okładce.

Jakiś czas temu odebrałam moją przesyłkę z księgarni selkar.pl znalazło się w niej kilka książek w tym „Tata Tadzika”. Zazwyczaj chcę przeczytać książki jak najszybciej, jednak te leżały i leżały… Nie wiem, może nabierały mocy. 😉 Przyznam, że okładka jakoś mnie nie przekonała do czytania, a zazwyczaj kieruję się przy wyborze właśnie okładką. Byłam ciekawa tej książki, jednak okładka jest mało przekonująca. ;-p Oczywiście nic nie mam do autora książki Macieja Stuhra. Ale jakoś tak „facet z brzuchem”, o co chodzi?! I książka tak leżała do czasu, aż mój synek Piotruś poprosił mnie o przeczytanie mu „książki z dzikiem” (na pierwszej stronie jest rysunek dzika -ta dzika. 😉 Oczywiście, synek wybrał sobie rozdział o poczcie (gdzieś w środku książki) i tak zaczęliśmy czytać. Książka jest tak lekko napisana, że nie można się od niej oderwać. Od razu zabrałam się za czytanie. Tak mnie wciągnęła, że nawet przypaliłam ciasto, które było w piekarniku. Samo przeczytanie książki zajęło mi chwilę, no może z godzinkę – dwie. Oczywiście nie czytałam książki bez przerwy, gdyż mając małe dzieci jest to niemożliwe.

Tata Tadzika

 

Tata Tadzika – ujmująca lekkość pióra

Jak już wcześniej wspomniałam, książka jest napisana „lekką ręką”. Czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Choć książka liczy ponad 200 stron, czytając nie odczuwa się tego. Miałam wrażenie jakby liczyła z 50, gdyż aż chciało się czytać dłużej. Może dlatego mi się tak spodobała, gdyż mój młodszy synek jest w podobnym wieku co Tadzik, bohater książki.

Chwilami jest poważnie, nawet czasem smutno, ale zazwyczaj przeważa dobry humor, aż chce się uśmiechnąć i powiedzieć o mieliśmy tak samo. Maciej Stuhr w zabawny jak i nietypowy sposób, gdyż w formie felietonu, opowiada o swoich doświadczeniach będąc rodzicem małego Tadzika. Opisuje moment tuż przed narodzinami drugiego dziecka, aż po drugi rok życia Tadeusza. Imię trochę „staromodne” jak na maleństwo. Historia imienia została przedstawiona w książce, owe imię zostało odziedziczone po pradziadku. Dodam, że (choć to może zbędne, myślę, że większość zna autora książki) Maciej Stuhr jest aktorem teatralnym, filmowym, telewizyjnym i kabaretowym. Przede wszystkim jest tatą dwójki dzieci – 18-letniej Matyldy i 2-letniego Tadeusza oraz przyszywany tata 7-letniego Stanisława. Tak więc doświadczenie ojcowskie jest. 😉 Jak na autora felietonu przystało wybierał ważny dla niego temat, dzieli się z czytelnikiem opinią, skojarzeniami, oraz bardzo dobitnie chwali się swoją wnikliwością co do rozwoju i znajomości dziecka. Wszystko opisuje tak jakby miał niemałe doświadczenie w wychowaniu dzieci i był znawcą tego tematu.

Czytając tą książkę poniekąd się z nią utożsamiałam, to tak jakby to wszystko było o mnie i moich dzieciaczkach. 😉 Z niektórymi fragmentami leciałam do męża by mu przeczytać, wtedy razem śmialiśmy się nad rzeczywistością tej książki. Wszystko opisane idealnie, dokładnie i wnikliwie. 😉 Kto nie ma dzieci ten nie zrozumie, a kto szykuje się do bycia rodzicem powinien przeczytać. Myślę, że dla przyszłych rodziców, jak i obecnych z maluchami, jest to lektura obowiązkowa. 😉 Może nie lektura, ale dobra książka na poprawę humoru i spojrzenia na rodzicielstwo z tej milszej strony.

Jako rodzic wiem ile to trzeba się namęczyć by ubrać dziecko, choćby pozakładać małe buciki, które wydają się nie do założenia. Albo na przykład, zmiana pieluchy a przy tym pokonywanie maratonów. 😉 Będąc w takiej sytuacji jestem zdenerwowana, zmęczona a czytając to wszystko w książce „Tata Tadzika”, śmieję się, gdyż to znam i sama przeszłam, więc wiem jak to jest. Nie odzwierciedlę tego o czym jest książka, gdyż nie mam takiego daru do pisania, ale polecam przeczytać. Warto!

Nie jest to poradnik o wychowaniu i nie znajdziemy tu żadnych porad, tylko dawkę pozytywnej energii i dobrego humoru. 😉

Zapraszam na czytelniczy seans, który z pewnością Cię rozbawi. I niech dziecko nie będzie wymówką, by to przegapić! 😉

A może znasz już książkę „Tata Tadzika”?